Wywiady z byłymi pracownicami Rana Plaza i ich rodzinami

 
Yasmin Akter
 
Pracowała na drugim piętrze Rana Plaza w fabryce New Wave Bottom Ltd., szyjącej ubrania m.in. dla firmy Primark.
 
25-letnia Yasmin Akter zaczęła pracować w fabrykach odzieżowych po śmierci ojca. W 2009 zatrudniła się w fabryce w Rana Plaza, bo płacono tu lepiej niż gdzie indziej, pracownicy dostawali też dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny. Wszywała suwaki, kieszenie i paski do spodni.
 
Pensja wynosiła 4800 taka miesięcznie, praca trwała zwykle od 8.00 do 19.00, ale trzeba było też zostawać po godzinach, nawet do północy. Łącznie z nadgodzinami zarabiała 7000 taka. Dni wolnych nie było. Nie lubiła swojej pracy, ale musiała jakoś zarabiać.
 
Yasmin mieszka z 6 osobami (z mężem, synem, swoją matką, ciotką i innymi krewnymi) w domu na palach na jeziorze. Płaci 1500 taka za czynsz, 1320 taka za prąd i gaz. Wodę może czerpać z jeziora, ale przed spożyciem musi ją zagotować.
 
W dniu katastrofy zobaczyła pęknięcia w ścianach, ale kierownik fabryki nie pozwolił przerwać pracy. Wiele pracownic przestraszyło się widząc pęknięcia, ale kierownik produkcji kazał im dalej szyć. Musiały też pracować tego dnia w nadgodzinach. Kierownicy podawali przez głośniki komunikaty, żeby się nie bać, bo w budynku przeprowadzono kontrolę i potwierdzono, że jest bezpiecznie.
 
Nagle zabrakło prądu i włączyły się generatory na dachu. Natychmiast dał się słyszeć potworny huk, a Yasmin pobiegła w stronę schodów. Było tam mnóstwo ludzi, niektórzy się przewracali, inni biegli po nich. Yasmin też upadła, ale udało jej się wstać. Budynek zawalił się niedługo po tym, jak zdołała się z niego wydostać przez okno. Rodzice i brat zawieźli ją do prywatnego szpitala. Doznała poważnego urazu dłoni i nie jest jeszcze w stanie pracować przy szyciu odzieży.
 
W ramach odszkodowania dostała na razie 10 000 taka od firmy Primark, przez telefon komórkowy, bo jej numer był zarejestrowany w fabryce.
 
Nadal boi się wchodzić do dużych budynków, przerażają ją hałasy i boi się pracować w fabryce odzieżowej.
 
 
Nargis, babcia 2 letniego Al Jahida. Jej córka Mafia (18 lat) zginęła w katastrofie Rana Plaza
 
Rankiem 24 kwietnia, córka Nargis, Mafia, nakarmiła syna i poszła do pracy. Później tego dnia Nargis usłyszała, że budynek Rana Plaza się zawalił, więc poszła na teren fabryki w nadziei, że znajdzie córkę. Po 4 dniach przekazano jej ciało Mafii. Nargis nie ma pieniędzy na pogrzeb. Nie dostała żadnego odszkodowania. Al Jahid jest sierotą, jego ojciec mieszka na wsi. Kilka dni przed katastrofą Mafia mówiła rodzicom, że widziała pęknięcia w ścianie fabryki.
 
Zaczynała pracę o 8 rano i zazwyczaj zostawała w fabryce przez 14 godzin. Nie miała dni wolnych. Była to jej pierwsza praca w sektorze odzieżowym, zarabiała 3000 taka miesięcznie.
 
 
Giasmin Aktar Bish
 
„Kiedy przyszłam do pracy, zobaczyłam pęknięcia w filarach ściany. Wszyscy pracownicy byli przestraszeni. Ale nadzorca powiedział, że mamy pracować dalej. Stwierdził, że budynek został skontrolowany i na pewno jest bezpieczny”.
 
20-letnia Giasmin pracowała w Rana Plaza od 18 miesięcy. Jej pensja wynosiła 4400 taka, a za nadgodziny dostawała po 27 taka za godzinę. Praca w normalnych godzinach trwała od 8.00 do 19.00, do tego zwykle dochodziły 3-4 godziny nadliczbowe dziennie. Kiedy przychodziły duże zamówienia, trzeba było pracować całą noc.
 
W dniu katastrofy Giasmin została w pracy, bo jej mąż jest nadzorcą, więc nie chciała wychodzić. Przez głośniki podano wiadomość, że wszystko jest w porządku. Nagle usłyszała rumor i zobaczyła, że ściany się walą. Podniosły się tumany kurzu i przestała cokolwiek widzieć.
 
Próbowała znaleźć wyjście ewakuacyjne, dotarła do schodów i wtedy cały budynek runął. Znalazła się w niewielkiej przerwie między dwiema zawalonymi ścianami. Spośród wszystkich ludzi wokół niej ocalała zaledwie garstka. Kiedy próbowała wydostać się z rumowiska, widziała mnóstwo martwych ciał. Jakaś kobieta leżała przygnieciona zawaloną ścianą, miała zmiażdżone ciało, spod gruzów wystawała tylko jej głowa. Podała Giasmin swoje nazwisko i adres rodziny, prosząc, żeby ich zawiadomiła i powiedziała jej mężowi, żeby posłał synów do szkoły islamskiej. Chwilę później umarła. Było zupełnie ciemno, Giasmin słyszała płacz i różne inne odgłosy. Musiała czekać na ratunek około 24 godzin. O 20.00 lub 21.00 wydostała się przez otwór przebity z sąsiedniego budynku. Czekała na nią rodzina, zabrano ją do szpitala, ale szybko została wypisana. Szpital nie wydał jej zaświadczenia, że została ranna w katastrofie w Rana Plaza, nie dostała więc odszkodowania. Nie miała poważnych obrażeń, tylko obtarcia na rękach i nogach, ale cierpi na uraz psychiczny:
 
„Bardzo długo próbowałam zapomnieć, ale wspomnienia często wracają, także w snach. Boję się dużych budynków, nie jestem w stanie do żadnego z nich wejść. Na razie nie jestem zdolna do pracy”.
 
 
Asma, matka 20-letniej Laboni, wciąż uważanej za zaginioną
 
Laboni pracowała od 4 lat przy obsłudze maszyn w budynku Rana Plaza. Zarabiała 7000 – 8000 taka miesięcznie. Była mężatką, ale mąż chciał poślubić inną kobietę, więc Laboni wróciła do rodziny i poszła do pracy.
 
Druga córka Asmy doznała poważnych obrażeń dłoni w katastrofie Rana Plaza i nie jest zdolna do pracy. Ma też problemy psychiczne. Nie chce już nigdy pracować w fabryce.
 
Rodzina nie dostała odszkodowania i musiała wynieść się z domu, bo nie była w stanie zapłacić za czynsz. Jedyny syn Asmy, brat Laboni, odszedł ze szkoły – to pensja sióstr umożliwiała mu naukę. Teraz rodziny na to nie stać.